Coraz częściej przekonuję się, że w Polsce mamy bardzo wielu specjalistów od leczenia. Istnieją trzy grupy takich „lekarzy”.
Pierwsza – coraz liczniejsza – to osoby czerpiące informacje z internetu. Łatwo rozpoznać pacjentów, którzy byli u „doktora Google’a”. Wchodzą do gabinetu przerażeni, trzymają jakiś wynik badania w ręku. W internecie przeczytali, że nieprawidłowość, jaką zobaczyli w swoim badaniu, występuje w jakiejś groźnej chorobie i właściwie są już pewni swojego dalszego pozbawionego nadziei losu. Przypominam, że diagnozę stawia się przede wszystkim na podstawie wywiadu oraz badania przedmiotowego. Badania labolatoryjne są dopiero na kolejnym miejscu w diagnostyce. Ważny jest nie tyle sam pojedynczy wynik badania, co jego powiązanie z całą resztą badań. Wielokrotnie zdarza się, że lekarza bardziej niepokoją „zbyt prawidłowe” wyniki. Przykładem jest „prawidłowa” czynność serca u pacjenta z ewidentną dusznością czy bardzo niskie OB u takiego chorego. Takie sytuacje wymagają wyjaśnienia.Druga grupa to osoby, które o swoich dolegliwościach opowiadają wszystkim znajomym i sąsiadom. Do lekarza przychodzą nie po to, żeby postawił diagnozę i leczył, ale po konkretny lek – ten, który pomógł sąsiadce.
|
To, że wiele leków dostępnych jest tylko na receptę, nie wynika ze złego nastawienia urzędników Ministerstwa Zdrowia, ale z konkretnych wskazań do stosowania leku. Dlatego konieczna jest konsultacja lekarza. Recepta na antybiotyk ważna jest tylko 7 dni nie dlatego, że ważność leku jest krótka, ale dlatego, że wskazania do jego stosowania są ograniczone do pewnego krótkiego czasu. Ale uwaga! Antybiotyk trzeba stosować tak długo, jak jest to zlecone przez lekarza. Nie należy przerywać kuracji wcześniej, chyba że pojawia się uczulenie lub objawy nietolerancji.
Izabela Pakulska |