W dobrej i złej doli

Ocena: 0
2207
Z życiem ludzkim nieuchronnie powiązane są godziny cierpienia. Nazywamy je krzyżem. Również żadne małżeństwo nie jest wolne od krzyża.
Postanowiliśmy z mężem uczciwie, że jak będzie ciężko, to się rozwiedziemy. Kiedy byliśmy zakochani, wszystko było cudownie. Dziś się zastanawiamy, jak to było możliwe, że widzieliśmy w sobie takie dobre rzeczy. Nie mamy dzieci i wydaje się nam, że nic nas nie łączy poza wspomnieniami i ślubem. Uważamy, że nasze małżeństwo jest nieważne. Chociaż mieliśmy oboje skończone studia, okazało się, że byliśmy młodzi i nieświadomi zawierając małżeństwo. Nie wiedzieliśmy, co przysięgamy.

W życiu istnieje prawo falowania, powszechne jak zmiany pór roku, zmiany dnia i nocy, przypływy i odpływy. Dotyczy to także małżeństwa. Występują w nim okresy gorsze i lepsze. Stąd też w obietnicy małżeńskiej pytamy o wytrwanie w dobrej i złej doli. Założenie typu: „jak będzie ciężko, to się rozwiedziemy” – zaprzecza deklaracji składanej przed ołtarzem Pańskim. Nie jest więc uczciwe. Jest niegodziwe. Podczas zawierania sakramentu małżonkowie deklarują przed Bogiem i Kościołem, że małżeństwo zawierają na dobre i na złe. Pozostaje ważne także wtedy, gdy wydaje się im, że jest nieudane. Podobnie, jeśli ktoś uważa, że jest kiepską matką, nie przestaje być matką.

Z życiem ludzkim nieuchronnie powiązane są godziny cierpienia. Nazywamy je krzyżem. Również żadne małżeństwo nie jest wolne od krzyża. Krzyż jednak może przynieść szczęście, także pomimo i wśród trudów. Nawet tzw. niedopasowane małżeństwo nie stanowi przeszkody dla pełnej i autentycznej samorealizacji małżonków, samorealizacji przynoszącej pokój i pogodę ducha.

Teza, że człowiek mający skończone studia jest jeszcze niedojrzały do zawarcia małżeństwa, da się obronić tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach. To jasne, że mając lat 29 ma się większą świadomość niż wtedy, kiedy się ma lat 25. A ktoś, kto ma lat 25, ma większe pojęcie o małżeństwie niż ten, kto ma lat 21. Gdyby jednak patrzeć pesymistycznie, człowiek byłby dostatecznie dojrzały, żeby zawrzeć ważne małżeństwo w momencie, kiedy się zestarzeje i już nie będzie do tego zdolny. Nie popadajmy w absurdy.

Orzeczenie ważności i nieważności małżeństwa, a raczej tego, czy było ważnie, czy nieważnie zawarte, nie należy do małżonków, ale do sądu kościelnego. Dopóki sąd nie orzecze, że małżeństwo z jakiegoś powodu nie zaistniało, uważa się je za ważne. Niektórzy przesadzają, uważając swoje małżeństwo już za nieważne, chociaż nie nastąpiło kanoniczne uregulowanie sytuacji. To kwestia prawa, a nie subiektywne przekonania. Skoro nie stwierdzono stanu wolnego, jest Pani mężatką i ma uważać się za mężatkę. Inaczej wszystko staje się subiektywne, względne. Przysięga złożona to rzecz honorowa.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: