Nadmierne wybieganie w przeszłość czy przyszłość sprawia, że popadamy w nerwicę. Stajemy się mniej realni: bywamy marzycielami albo wspominaczami.
Chodzę już wiele lat na terapię dzieci alkoholików. Staram się bardzo, przerabiam moją przeszłość, temat moich rodziców. Jednak to wraca i wraca. Niedawno przeczytałam w 9. rozdziale Ewangelii św. Łukasza: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie jest mnie godzien…” Pomyślałam, że może to jest dla mnie słowo, że może już wystarczy. Czy mogę tak odczytać Słowo Boże?
Cytat przytoczony przez Panią przejrzałem w komentarzach i tekście oryginalnym. Sugerują one, że nie spojrzenie w przeszłość jest grzechem, ale stałe spoglądanie do tyłu. Oryginalny tekst maluje obraz człowieka, który położył ręce na uchwytach pługa, ale odwrócił głowę i patrzy się za siebie. Oranie w ten sposób, że patrzy się do tyłu, jest kiepskim pomysłem. Także życie chrześcijanina wpatrzonego wciąż w przeszłość bywa smutne. Być może, faktycznie, Pan Jezus poruszył Pani serce przez zacytowane zdanie.
O ile mi wiadomo, w większości kierunków terapeutycznych wyznacza się ramy czasowe terapii. Przy pracy nad współuzależnieniem jest to okres maksymalnie około 2,5 roku. Po tym czasie można robić uzupełnienia podczas indywidualnych spotkań z terapeutą. Pracować trzeba nad sobą cały czas, ale terapia nie ma być sposobem życia. Warunkiem wyleczenia człowieka nie jest przepracowanie całej naszej przeszłości. Próbuje to robić psychoanaliza, poprzez najbardziej długotrwały i kosztowny proces. Lecz także psychoanalitycy twierdzą, że rozwiązanie wczorajszych problemów jest o tyle istotne, o ile obciążają one dzień dzisiejszy.
W duchowości chrześcijańskiej ważne jest, aby żyć chwilą obecną, tu i teraz. Żyjemy na tym krótkim moście między przeszłością a przyszłością, pod opieką Boga, którego imię brzmi „Jestem”. W pewnym sensie tylko teraźniejszość jest czasem realnym, a przyszłość i przeszłość nie istnieją. Przeszłość zawsze już była, przyszłość zawsze dopiero będzie.
Oczywiście wolno nam popatrzeć w przyszłość, żeby zaplanować roztropnie budowę wieży czy stoczenie bitwy. Potrzebujemy też spojrzeć wstecz, aby wyciągnąć wnioski z sukcesów i porażek. Należy czasem usiąść na planowanie czy podsumowanie, przemodlić to, zapisać, a potem zająć się teraźniejszością. Inaczej dołączymy do grupy ludzi, którzy wiecznie żyją przeszłością albo wiecznie planują, a w teraźniejszości spędzają bardzo niewiele czasu. Nadmierne wybieganie w przeszłość czy przyszłość sprawia, że popadamy w nerwicę. Stajemy się mniej realni: bywamy marzycielami albo wspominaczami. Tracimy bezpowrotnie tę chwilę, która trwa. A Bóg jest z nami tu i teraz: przemawia do nas przez to, co dzieje się dzisiaj.
O ile mi wiadomo, w większości kierunków terapeutycznych wyznacza się ramy czasowe terapii. Przy pracy nad współuzależnieniem jest to okres maksymalnie około 2,5 roku. Po tym czasie można robić uzupełnienia podczas indywidualnych spotkań z terapeutą. Pracować trzeba nad sobą cały czas, ale terapia nie ma być sposobem życia. Warunkiem wyleczenia człowieka nie jest przepracowanie całej naszej przeszłości. Próbuje to robić psychoanaliza, poprzez najbardziej długotrwały i kosztowny proces. Lecz także psychoanalitycy twierdzą, że rozwiązanie wczorajszych problemów jest o tyle istotne, o ile obciążają one dzień dzisiejszy.
W duchowości chrześcijańskiej ważne jest, aby żyć chwilą obecną, tu i teraz. Żyjemy na tym krótkim moście między przeszłością a przyszłością, pod opieką Boga, którego imię brzmi „Jestem”. W pewnym sensie tylko teraźniejszość jest czasem realnym, a przyszłość i przeszłość nie istnieją. Przeszłość zawsze już była, przyszłość zawsze dopiero będzie.
Oczywiście wolno nam popatrzeć w przyszłość, żeby zaplanować roztropnie budowę wieży czy stoczenie bitwy. Potrzebujemy też spojrzeć wstecz, aby wyciągnąć wnioski z sukcesów i porażek. Należy czasem usiąść na planowanie czy podsumowanie, przemodlić to, zapisać, a potem zająć się teraźniejszością. Inaczej dołączymy do grupy ludzi, którzy wiecznie żyją przeszłością albo wiecznie planują, a w teraźniejszości spędzają bardzo niewiele czasu. Nadmierne wybieganie w przeszłość czy przyszłość sprawia, że popadamy w nerwicę. Stajemy się mniej realni: bywamy marzycielami albo wspominaczami. Tracimy bezpowrotnie tę chwilę, która trwa. A Bóg jest z nami tu i teraz: przemawia do nas przez to, co dzieje się dzisiaj.
ks. Marek Kruszewski |