Podczas Mszy Świętej szatan atakuje nas najmocniej. Diabeł dostarcza człowiekowi tysiące racji, żeby nie pójść na Eucharystię.
Strasznie trudno mi wysiedzieć w kościele na Mszy Świętej. Zawsze mi się wydaje, że to znowu to samo. Chociaż wiem, że to nieprawda, bo teksty liturgiczne się zmieniają, nieraz aż wyrywa mnie z kościoła. Nie potrafię się skupić, zaś moje myśli ciągle gdzieś uciekają. Potem mam wyrzuty sumienia.Eucharystia jest największą świętością, jaką mamy. Kiedy odbywa się Najświętsza Ofiara, całe niebo i nawet Kosmos się „uginają” w tę stronę. Przeżywana przez człowieka Eucharystia jest jakby centrum Wszechświata. Z tego miejsca bije źródło wszystkich łask. Msza Święta jest szczytem wszelkiej ludzkiej działalności.
Nic więc dziwnego, że szatan atakuje nas wtedy najmocniej. Gdy jesteśmy przy ołtarzu, przy tabernakulum, przeszkadzają nam najwięksi specjaliści. Diabeł dostarcza człowiekowi tysiące racji, żeby nie pójść na Eucharystię. A kiedy człowiek nawet pójdzie, demony wywołują w nim uczucia sprzeciwu: poczucie bezsensu, nudy, irytacji. Podsuwają roztargnienia: nieczyste myśli, senność albo jakieś „bardzo zajmujące” kwestie – oczywiście ważne w kościele, bo po wyjściu o nich zapominamy. Byleby tylko człowiek nie uczestniczył w tej Ofierze. Byleby myślami oddalał się od Słowa Bożego i od Misterium. Sugestie, że „znowu to samo”, negatywne odczucia, stanowią zwyczajne sposoby działania złego ducha. Wystarczyłoby dobrze prześledzić, kiedy diabeł nas atakuje, żeby na zasadzie negacji dojść, co w tym życiu jest ważne. Ileż trudności znajdzie każdy człowiek, kiedykolwiek tylko naprawdę będzie próbował się modlić. Zwłaszcza podczas Eucharystii.
Na szczęście oprócz sił hamujących działa jeszcze pociąganie Ducha Bożego. Duch Święty zachęca i uzdalnia nas. Trzeba jednak współpracować z łaską Bożą i przeciwstawiać się swojej własnej małoduszności i lenistwu. Potrzeba największego wysiłku ludzkiego. Ojcowie Kościoła zachęcali: trwajmy w chwili obecnej, bądźmy tu i teraz. Pomocą będzie zawsze modlitewnik, podręczny mszalik „Oremus”, konkretny tekst trzymany w ręce. Wspaniałą rzeczą jest wcześniejsze przyjście do kościoła, wyciszenie oddechu, pośpiechu, uspokojenie ciała. Kiedy zauważymy, że odpłynęliśmy myślami, trzeba szybko w duchu przeprosić Pana Jezusa i wrócić. Pomocą mogą być dla nas ulubione miejsca w Eucharystii, niejako latarnie morskie przywołujące nasze myśli.
Rozproszenia są czymś zwyczajnym. Trzeba ofiarować je Bogu, ale nie rozpamiętywać tego i nie zagryzać się w sumieniu. Mówimy przecież pięknie: „Panie, nie jestem godzien..., ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”.
Blog ks. Marka Kruszewskiego na www.idziemy.pl
ks. Marek Kruszewski |