Puste gniazdo

Ocena: 0
905

Z reguły jeśli wysilamy się, żeby dzieci przyjechały, to one właśnie nie przyjeżdżają. Kiedy natomiast zgodzimy się wewnętrznie na „samotność”, dzieci zaczynają coraz częściej przyjeżdżać.

Syn ożenił się i odszedł od nas nie tylko fizycznie, lecz i duchem. Odwiedza nas jedynie na święta. Praktycznie nie telefonuje. Nie potrzebujemy jako rodzice wielkich oznak wdzięczności za wszystko, co dla niego zrobiliśmy, ale potrzebujemy normalnych kontaktów rodziców z synem. Nie pisalibyśmy do Księdza, ale dowiedziałem się od rodziców synowej, że do nich, czyli swoich teściów, nasz syn jeździ regularnie na obiadki i telefonuje do nich regularnie. Trudno nam nie wnioskować, że to nasza synowa stara się przeciągnąć naszego syna do swojej rodziny, a oddzielić od nas. Jest to przykre, bo przyjęliśmy synową z otwartym sercem.

Sytuacja opisana w liście występuje dość często. „Młody bocian odlatuje z gniazda” – takie są prawa natury. Odejście na swoje nie oznacza dramatycznej czy niewdzięcznej ucieczki od rodziców ani braków w wychowaniu. Nie świadczy, że rodzice byli źli. Wspomnijmy nakaz biblijny: „opuści człowiek ojca swego i matkę”. Zdolność opuszczenia gniazda przez samodzielne dziecko stanowi sukces rodziców. Zwykle z upływem lat następuje ponowne zbliżenie dorosłego syna z rodzicami. Fakt rzadkiego odzywania się jest czymś naturalnym dla mężczyzn. Nie mają oni głowy do relacji, ale do rzeczy i systemów. Nie mają podzielnej uwagi. Kiedy skoncentrują się na nowej rodzinie, trudno im intensywnie uczestniczyć w życiu rodziny pochodzenia. Najprawdopodobniej po okresie pierwszych małżeńskich uniesień zatęsknią za wygodnym domem dzieciństwa.

Wdzięczność jest rzeczą ważną, obowiązkiem i miarą wielkości człowieka. Wiemy, że niemożliwe jest wypłacić się rodzicom za dar życia i wychowania. Niemniej jednak to dziecko decyduje o sposobie okazywania tej wdzięczności. Jest dorosłe, więc zrobi to tak, jak chce. Jeden syn okazuje troskę na co dzień, inny dopiero daje się poznać w biedzie albo w sytuacjach wyjątkowych. Poświęca się na przykład, aby zadbać o starych i chorych rodziców. Natomiast nie troszczy się o zdrowych i samodzielnych.

Co do odwiedzin, warto się nimi cieszyć, ale nie opłaca się ich wymuszać. Minęły już czasy, kiedy duże rodziny stawiały się w komplecie na wielkie uroczystości. Przyszła moda na święta wyjazdowe, spotkania z przyjaciółmi. Oczywiście rodzice, rozumiejąc to, i tak tęsknią. Po odejściu dziecka z domu zostaje jakaś bolesna pustka, puste gniazdo. Trzeba to przeżyć. Z reguły jeśli wysilamy się, żeby dzieci przyjechały, to one właśnie nie przyjeżdżają. Kiedy natomiast zgodzimy się wewnętrznie na „samotność”, dzieci zaczynają coraz częściej przyjeżdżać.

ks. Marek Kuszewski
xmarekk(at)o2.pl
Blog ks. Marka
Autor jest proboszczem parafii bł. Karoliny Kózkówny w Białobrzegach
Idziemy nr 20 (554), 15 maja 2016 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: