Po co im dom?

Ocena: 0
2121
Co ciekawe, mało konfliktowe są związki dwojga pracoholików. Nie kłócą się o późne wracanie do domu. Nie zmienia to faktu, że bez przebywania ze sobą codziennie, małżeństwo słabnie
Mój chłopak i ja jesteśmy naciskani przez rodziców: ślub, ślub, ślub… Oboje mamy bardzo dobrą pracę: satysfakcjonujące, wysoko płatne, a w konsekwencji angażujące czasowo stanowiska. Jako para nie spędzamy ze sobą wiele czasu, a żadne z nas nie chce zrezygnować z pracy. Co mamy robić, także z rodzicami?
Pisałem już o tym kilka razy na tych łamach: aby stworzyć dom, ktoś musi w nim mieszkać. Ale uwaga – nie chodzi też o związek, w którym jedna osoba pracuje codziennie piętnaście godzin, a druga czeka. Żeby istniał dom, powinno w nim mieszkać dwoje małżonków.

Co ciekawe, mało konfliktowe są związki dwojga pracoholików. Nie kłócą się o późne wracanie do domu. Nie zmienia to faktu, że – poza koniecznymi rozstaniami – bez przebywania ze sobą codziennie, małżeństwo słabnie. Owszem, dla zdrowia psychicznego przydaje się przynajmniej godzinę dziennie poświęcić dla samego czy samej siebie: na swoje myśli chociażby. Jeśli doliczymy do tego czas potrzebny dla dzieci, widać, że rodzina musi trochę pomieszkać w domu. Jeśli ktoś planuje całkowicie poświęcić się pracy, spędzać w niej cały czas, niech się nie pobiera.

Wiele małżeństw próbuje pogodzić pracę z czasem dla rodziny. W praktyce robi się to na przykład tak, że jeden wieczór w tygodniu zostaje całkowicie ofiarowany małżonkowi/małżonce, a weekend podporządkowany jest dzieciom. Wieczór poświęcony drugiej połowie powinien być wypełniany zajęciami, które oboje lubią. Lepiej nie przyjmować wtedy gości i nie rozmawiać o pracy zawodowej.

Według świadectw małżonków, z którymi rozmawiałem, sprawa godziny powrotu z pracy stanowi kwestię zdecydowanego wyboru priorytetów. Większość małżeństw zdecydowała, co jest dla nich najważniejsze, po okresie popełnianych błędów. Czasem nagłe choroby, a niekiedy widmo rozwodu przymusiły małżonków do wcześniejszych powrotów do domu.

Powtórzę więc mój przykład: praca jest jak jajecznica na bekonie. Jedni się dla niej angażują, a inni się dla niej poświęcają. Trzeba być jak kura, a nie jak świnia. Świnia poświęca się pracy; raz ofiaruje się na bekon i później do niczego się nie nadaje. Kura natomiast angażuje się, doświadcza bólu kupra, znosząc jajko, ale następnego dnia będzie znowu do tego potrzebna. Trzeba więc angażować się w pracy, ale się dla niej nie poświęcać.

ks. Marek Kruszewski
Blog ks. Marka
Idziemy nr 33 (414), 18 sierpnia 2013 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: