Istnieją dwie szkoły odkochiwania się
Jak w każdej sprawie, także i na odkochanie się są dwie szkoły – falenicka i otwocka, jak mówimy w gwarze warszawskiej. Szkoła otwocka polega na gaszeniu ognia – ognia zakochania – gaśnicą. Szkoła falenicka zakłada, że ogień sam się wypali, czyli proponuje przejście przez zakochanie z możliwie największym uszanowaniem ludzi, relacji i wartości.Wciąż myślę tylko o nim, choć wiem, że nie mogę, bo on nie jest wolny. Wpatruję się w całymi dniami w telefon, czekając na SMS albo połączenie. To trwa już tyle tygodni, że jestem w stanie krytycznym. Popadam w depresję, a praca czy spotkania ze znajomymi nie są w stanie zagłuszyć mojej tęsknoty. Jestem załamana, mam wyrzuty sumienia, że się narzucam. Ale tylko jednej rzeczy pragnę – żebyśmy byli razem.
Szkoła otwocka jest prostsza. Posiada wady, bo następne zakochanie może być mocniejsze o siłę niespełnionych uprzednich, gwałtownie zagaszonych pragnień. Jest jednak w takim zagaszeniu miłości coś jasnego i jednoznacznego moralnie. Druga szkoła opiera się na założeniu, że zakochanie ma swoje dwie strony: namiętność i udrękę. Gdy udręka związana z zakochaniem przeważy nad przyjemnością namiętności, człowiek jest w stanie się odkochać i odzyskać spokój ducha.
Jak zastosować gaśnicę? Potrzeba dwóch rzeczy: dokonać wyboru i zająć głowę czymś, co nie kojarzy się z ukochanym. Jak pisze św. Piotr: „Dlatego bardziej jeszcze, bracia, starajcie się umocnić wasze powołanie i wybór. To bowiem czyniąc, nie upadniecie nigdy” (2P 1,10). Odnowienie wyboru polega na jasnej – dla siebie samej – deklaracji typu: „jestem żoną i chcę być wierna”, „za żadną cenę nie biorę się za żonatych”. Po drugie, trzeba zająć głowę zajęciami, które nie kojarzą się z ukochanym. Nawet słowa, takie jak „zakochana”, „pocałunki”, „rozmowy o uczuciach”, zwiększają zakochanie. Podobnie jednak na zasadzie sprzężenia zwrotnego działa zakazywanie sobie pocałunków i wyrazów zakochania. Skoro więc zakazywanie sobie uczuć rozwija uczucia, należy zająć głowę czymś atrakcyjnym, pociągającym, angażującym.
Druga szkoła proponuje: „weźmy z tego, co się da”. A że często da się wziąć niewiele – kiedy drugi człowiek jest żonaty – dużo tu kręcenia, dwuznaczności, niespełnionych obietnic, zawiedzionych oczekiwań i upadków moralnych. Stwarza się np. formę czystej przyjaźni. W końcu człowiek się tak zmęczy udręką niespełnionych pragnień, kolejnych rozczarowań, wyrzutów i pretensji, że będzie miał już dość zakochania. Cóż, miłość to coś innego niż namiętność. Wszystko znosi. A zakochanie to jeszcze nie miłość.
ks. Marek Kruszewski |