Hulaj dusza!

Ocena: 0
2120
Czy rzeczywiście szczęście polega na tym, żeby sobie używać? Gdyby tak było, ludzie z klubów nocnych, domów publicznych i dyskotek powinni być najszczęśliwsi na świecie. Doświadczenie pokazuje, że ich szczęście jest krótkotrwałe.
Czasami myślę, że niewierzącym jest łatwiej. Mają często więcej pieniędzy, seksu, a mniej skrupułów. Nieraz czuję, że chrześcijaństwo stawia mi tak wysokie wymagania, że nie mam możliwości im sprostać. To rodzi we mnie powodujące stały dyskomfort podejrzenie, że chrześcijaństwo jest dla starszych, którzy sobie już użyli życia.

Czy rzeczywiście szczęście polega na tym, żeby sobie używać? Gdyby tak było, ludzie z klubów nocnych, domów publicznych i dyskotek powinni być najszczęśliwsi na świecie. Doświadczenie pokazuje, że ich szczęście jest krótkotrwałe. Za lekceważenie Bożej mądrości płaci się z czasem gorzko. Bardzo szczęśliwymi osobami są narkomani, ale tylko przez pierwsze chwile brania. Potem strasznie cierpią.

Bo przyjemności to tylko skrawek szczęścia. Szczęście jest też w trudzie po pracy, w pogodzeniu się po kłótni, w pokonywaniu przeszkód, w modlitwie, w przyrodzie, śpiewie, tańcu, zwycięstwie, w rodzinie, w dzieciach. Czasem wydaje się, że egoistom jest łatwiej, bo lepiej im się powodzi materialnie niż wierzącym. Pan Jezus powiedział jednak, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu.

Słowo Boże przekonuje, że rozwiązłość seksualna to pułapka, a bogactwo to śliska droga, tyle że ujawnia się to często dopiero pod koniec życia. A każdy bliźni skopany bez skrupułów to głupia inwestycja, która działa jak bumerang. Każde zło wyrządzone wróci i uderzy w nas.

Nasze wchodzenie w świat wiary przynosi szczęście i to szczęście głębsze niż imprezowanie, zabawa z erotyką czy radość z oglądanej komedii. Wiara jest trudną, ale fascynującą przygodą. Wyprawą jak z Tolkiena. Istnieją religie, gdzie stosunkowo łatwo jest wypełnić wymagania modlitwy, postu, jałmużny i osiągnąć zadowolenie. W chrześcijaństwie poprzeczka została zawieszona wysoko. Mamy kochać jak Jezus. Tak wysoki cel stanowi zadanie na całe życie. Trudny do osiągnięcia, a przez to fascynujący.

Trud wiary jest czymś potrzebnym, sensownym, błogosławionym, uszlachetniającym człowieka. Droga używania jest szeroka i wielu nią podąża, ale czy na pewno chce Pan iść z tymi ludźmi?

Straciłem kiedyś wiarę. Na krótko. Na kilka minut. Modliłem się wtedy gorąco, żeby ją odzyskać. Bo bez wiary jest tak, jakby na zawsze zgasło słońce, a na niebie została tylko sina, ćmiąca się ledwie jarzeniówka. Świat bez kolorów, bez centrum, bez sensu, bez nadziei, bez życia wiecznego. Po tym doświadczeniu nie zazdroszczę niewierzącym. Współczuję im.

ks. Marek Kruszewski
Blog ks. Kruszewskiego na www.idziemy.pl
Idziemy nr 3 (435), 19 stycznia 2014 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: