Granatem w grzech

Ocena: 0
2411
Ujawnianie czyichkolwiek słabości większej liczbie osób jest sprawą skomplikowaną
Czy podanie informacji o czyichś podłościach do gazet jest właściwe, czy nie? Bo wydaje się, że inaczej żadna instytucja nie zadziała. Pisał Ksiądz o upomnieniu braterskim, ale czy to dziś wystarczy, żeby coś się zmieniło?
Z pewnością wielkim pozytywem mediów jest ujawnienie struktur zła. Brak reakcji rozzuchwala przestępców. Stąd często – wobec słabości instytucji – mamy ochotę ujawnić istniejące zło w mediach. Kłopot polega jednak na tym, że trudno rzucić w grzech granatem tak, aby nadmiernie nie uszkodzić grzesznika. Jeśli wchodzi w grę niebezpieczeństwo utraty czyjegoś zbawienia, upominanie braterskie staje się obowiązkiem. Ale trzeba je indywidualizować. Jeden może prawie nie rozumieć, że robi źle, drugi rozumieć niedostatecznie, trzeci może świadomie trwać przy swoim grzechu. Upominanie w formie „w cztery oczy” daje możliwość dopytania, stopniowania. Stanowi z zasady dzieło miłosierdzia.

Natomiast ujawnianie czyichkolwiek słabości większej liczbie osób jest już sprawą skomplikowaną. Należałoby roztropnie się zastanowić nad długofalowymi konsekwencjami takiego działania. Prawda należy do absolutnie najwyższych wartości, ale wtedy, kiedy jest połączona z miłością. Powinniśmy więc zapytać o swoje intencję: czy chcemy tego „umoczonego” człowieka uratować? Prawda może być bolesna, ale – gdy ujawniona z miłości – potrzebna, jak ewangeliczne odcięcie ręki. Trzeba jednak niezwykle uważać, bo przykładu o obcięciu kończyny zarażonej gangreną używało wielu despotów dokonujących krwawych czystek w swoim otoczeniu.

Jeśli chodzi o media, jest to broń obosieczna. Cieszymy się, gdy uderza w innych. Czujemy krzywdę, kiedy bije w nas. Generalnie nie ma obowiązku informowania dziennikarzy o czyichś grzechach. Media nie są sądami. Odgrywają wielką rolę, ale mają wady. Mało tam mechanizmów obiektywizujących, jakie przez wieki wypracowywał wymiar sprawiedliwości. Cudze grzechy są wypisywane dużymi literami, a przeprosiny czy sprostowania – drobniutką czcionką. W mediach zmierza się zazwyczaj do zrobienia ciekawego materiału. To nie sumienie, ale redaktor naczelny zamawia albo zatrzymuje dany tekst. Na wielu ludzi i wiele układów leżą gdzieś przygotowane teczki. Są otwierane albo nie, zależnie od zamówień możnych tego świata.

Ja sam mam cząstkowe doświadczenie pracy radia czy czasopisma. Mimo to daję się namówić na wypowiedź tylko tym dziennikarzom, którym wystarczająco ufam. I choć wiele „układów” mnie rozsierdza, to jednak ostrożnie szafuję oskarżeniami.

ks. Marek Kruszewski
Blog ks. Marka
Idziemy nr 18 (450), 4 maja 2014 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: