Chory ze zmartwienia

Ocena: 0
2823
Kościół zawsze akcentował potrzebę leczenia całego człowieka: przede wszystkim duszy, a potem psychiki i ciała
Słyszałam, że przeróżne negatywne uczucia i przeżycia odkładają się w naszym ciele i wywołują choroby, np. nowotwór. Zastanawiam się, czy to sprawiedliwe, bo wtedy nieczułym ludziom wesoło się żyje, a najwrażliwsi cierpią. Nie dość, że człowiek wrażliwy ma przykrości, to jeszcze musi to odchorować. Słyszałam też, że używa się afirmacji, aby poprawiać stan swojego ciała. Jak Kościół odnosi się do takich teorii?
O psychosomatycznym podłożu chorób wiadomo od zawsze. Psychosomatyka, czyli rozpatrywanie zależności między ciałem i psychiką, jest bowiem stara jak świat. Wpływ czynników psychicznych na organizm człowieka był bardziej zauważany w medycynach wschodnich, na Zachodzie zaś zawsze doceniano zależności psychika-ciało, ale ich nie przeceniano. Dziś dostrzeganie psychogennych źródeł niektórych chorób jest niepodważalne. Niektórzy specjalizują się w leczeniu całego człowieka, co jest nazywane medycyną holistyczną.

Pan Jezus uzdrowienie ukazywał czasem jako zewnętrzny znak odpuszczenia grzechów. Kościół więc zawsze akcentował potrzebę leczenia całego człowieka: przede wszystkim duszy, a potem psychiki i ciała. Inaczej bowiem leczy się tylko skutki choroby, a pomija się ich przyczyny. Kościół pochwala medycynę, co więcej – mówi o obowiązku poddawania się terapii. Pozwala jedynie na zaprzestanie tzw. uporczywej terapii i ostrzega przed takimi praktykami medycznymi, które wiążą się z magią, czarami lub jakimkolwiek wzywaniem złych mocy. Chrześcijaninowi nie wolno korzystać z form leczenia, które odwołują się do nieznanych, nadzwyczajnych mocy, nawet gdyby miały one korzystny wpływ na zdrowie. Psychosomatyka nie jest więc zakazana, o ile w leczeniu nie wykracza poza granice medyczne, odwołując się do nieznanych sił duchowych. Niestety, to się przydarza czasem medycynie holistycznej.

Psychosomatyka ma tę wadę, że jest mało ścisła. Zależy od osobowości i innych czynników. U wielu osób sprawdza się jedynie w nikłym stopniu. Niemniej jednak pewne schorzenia mogą być dla niektórych osób cennym sygnałem do podjęcia troski o swoje życie psychiczne i życie duchowe. Nie ma też nic złego w zastosowaniu autoafirmacji słownych i stosowaniu autosugestii, o ile traktuje się je jako środki pomocne do właściwego leczenia. Byłoby niedopuszczalne, gdyby ktoś mocno chory poprzestał na powtarzaniu afirmacji.

Na koniec przypominam o leczącej mocy Jezusa Chrystusa i Jego sakramentów. Uzdrawiającą siłę mają namaszczenie chorych, spowiedź i Eucharystia, modlitwa o uzdrowienie i uwolnienie, błogosławieństwo. Korzystajmy z tych dobrodziejstw.

ks. Marek Kruszewski
Blog ks. Marka
Idziemy nr 51/52 (432), 22/29 grudnia 2013 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: