Wychowywać, ale jak?

Ocena: 0
1997
Nie można, troszcząc się o prawdziwe dobro dziecka, uniknąć karania
Ostatnio stało się dogmatem, że dzieci karać nie wolno. Za tym dogmatem podąża coraz silniejsza presja rodziców, żeby wymagać mniej. Większość chce, żeby uczyć, bawiąc. A to nie zawsze działa. Więc obserwuję, że poziom nauczania w naszej i sąsiednich szkołach z roku na rok spada. Ostatnio oskarżono mnie, nauczycielkę z dwudziestoletnim doświadczeniem, że zastosowałam przymus. Tymczasem ja wymagałam tylko przyzwoitego zachowania na lekcji od ucznia, który przeniesiony z innej szkoły, popsuł moją klasę…
Ja również obserwuję te zmiany. Wprowadzenie coraz większego luzu płynie do nas z Europy Zachodniej. Piętnaście lat temu obserwowałem nieelitarne szkoły w Monachium, swawole, rozwydrzenie – zwłaszcza uczennic – i zastanawiałem się, kto odebrał siłę i uprawnienia tamtejszym nauczycielom. Dziś podobnie aroganckie zachowania uczniów pojawiają się i w Polsce. Rodzice współcześni często okazują swoją miłość do dzieci w ten sposób, że coraz więcej wymagają od nauczycieli, a jednocześnie zmniejszają wymagania wobec dzieci. Nie chcą źle. Ale czasem przesadzają.

Obowiązkiem nauczyciela jest – poza nauczaniem – także wychowywanie. Oznacza ono doprowadzenie jednostki do dojrzałego używania swojej wolności. Często grzeczni uczniowie potrafią nie przeszkadzać na lekcjach, lecz w życiu osiągają mniej niż uczniowie trójkowi i czwórkowi. Bo w istocie nie potrafią używać wolności. Zadania wychowawców są więc trudne. Muszą utrzymać porządek, a jednocześnie nie stłumić wychowanków. Co więcej, powinni pokazać swoim przykładem i wyrazić słowem, jak wybierać to, co słuszne.

Błędny przymus wywoła płytkie posłuszeństwo podszyte sprzeciwem i agresją. Widzimy to w buncie nastolatków. Istnieje jednak także przymus właściwy. Kiedy dziecko wchodzi na złą drogę, np. przestępczą, zagraża klasie, wychowawca powinien dociskać. Najpierw przez rozmowę, potem stanowcze ukazanie konsekwencji, następnie wymierzenie kary, choć bez rozgniewania i złoszczenia się.

Nie można, troszcząc się o prawdziwe dobro dziecka, uniknąć karania. Kto twierdzi inaczej, popełnia błąd. Zapomina, że człowiek jest nie tylko dobry, ale i grzeszny. W każdej szkole trafią się dzieci psujące innych. Zepsutego ucznia zatrzymać może jedynie grożba kary. Słowo ‘kara’ można zastąpić słowem ‘konsekwencja’, ale tak czy inaczej nie obejdzie się bez pewnego przymusu. Normalne, dobre dzieci mają niesforne dni. Żeby nauczyły się wybierać, muszą też popełniać błędy i płacić za nie. Janusz Korczak twierdził, że rodzice, którzy nie pozwalają dzieciom doświadczyć takich bolesnych konsekwencji, nie są dobrymi rodzicami.

ks. Marek Kruszewski
Autor jest proboszczem parafii bł. Karoliny Kózkówny w Białobrzegach
xmarekk(at)o2.pl
Blog ks. Marka
Idziemy nr 18 (501), 3 maja 2015 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: