Kościół zawsze głosił zasadę, że człowiek nie jest panem życia i nie może go sobie odbierać.
Przypuszczam, że na to pytanie nie ma zadowalającej odpowiedzi. Z okazji świąt każdego roku wraca do mnie sprawa mojego taty, który popełnił samobójstwo. Nie potrafi ę znaleźć spokoju, myśląc o tym wydarzeniu. Czy tata znajdzie dla siebie miłosierdzie w niebie?
Z serca Pani współczuję tego podwójnie trudnego przeżycia. Utrata osoby tak bardzo ważnej i potrzebnej jak tata została połączona z niepokojem o jego los po śmierci. Choć sama Pani użyła słowa miłosierdzie i mamy Rok Miłosierdzia, rozumiem Pani niepokój. W odebraniu sobie życia jest coś bardzo trudnego do przyjęcia. Współczesna wiedza mówi, że samobójcy są długotrwale udręczeni myślami tak okropnymi, że jedyną możliwą ucieczką wydaje się im śmierć. Jak straszne i natrętne myśli musiały atakować tatusia? Nie wiemy.
Kościół zawsze głosił zasadę, że człowiek nie jest panem życia i nie może go sobie odbierać. Straszył piekłem, bo okazywało się, że osoby słabe psychicznie bywały zachęcane przykładem samobójcy. Pamiętam, jak w pewnej parafii po pogrzebie samobójcy w jakiś wietrzny dzień w różnych miejscowościach odebrały sobie życie cztery osoby.
W analizach moralnych Kościół przypominał rzymską zasadę, że jeśli dwóch ludzi robi to samo, to nie jest to tak samo. Czym innym jest samobójstwo dokonane z manifestacji pogardy dla życia, a czym innym samobójstwo młodych akowców, którzy połykali cyjanek, bo bali się na Pawiaku wydać katującym nazwiska innych żołnierzy. Czym innym jest samobójstwo kogoś udręczonego długoletnią chorobą czy wielkim, tragicznym przeżyciem, a czym innym samobójstwo grających po pijanemu w rosyjską ruletkę. Ta prawda znalazła swój wyraz w kanonie 1184 kodeksu prawa kanonicznego, pośrednio pozwalającego – ze względu na złożoność motywów – na katolicki pogrzeb samobójców. Chodzi tu także o fakt, że skutki samobójstwa uderzają w niewinnych członków rodziny. Ostatecznie od sądzenia ludzi jest Bóg. On zna ich myśli i uczucia. Słynne są przekonania św. Jana Marii Vianneya czy św. ojca Pio, że określone osoby w momencie dokonywania samobójstwa żałowały swojego postępku i dzięki temu otworzyły się na łaskę zbawienia.
Przeczucie o potępieniu dla samobójców opiera się na historii Judasza, Pismo Święte wspomina bowiem o nim jako o synu zatracenia. Jego los stanowił zawsze przestrogę, choć Kościół nigdy nie orzekł definitywnie, że spotkało go piekło. W tradycji Kościoła ciekawe jest prywatne objawienie, jakie w XV wieku miała święta Katarzyna z Genui. Według niej Pan Jezus prawdopodobnie uratował także Judasza.
ks. Marek Kuszewski |