Nasze dobre intencje czy przekonania o czystych relacjach bywają zazwyczaj samooszukiwaniem się. Wcześniej czy później małżonkowie przeżywają poważne kryzysy i frustracje, a wtedy emocjonalnie kierują się w stronę dawnych związków.
Ostatnio odezwała się do mnie A., moja dawna miłość, przez krótki czas nawet narzeczona. Potrzebowała porozmawiania, mając trudności w swoim małżeństwie, a wiedziała, że ją dobrze znam. Nie informowałem o wszystkim mojej żony, żeby jej nie drażnić. Spotkaliśmy się bez jej wiedzy z A. kilka razy, ale niech Ksiądz sobie nie wyobraża, nie było żadnych pocałunków ani nic z tych rzeczy. Za moją radą A. pogodziła się z mężem. Wtedy zaproponowałem żonie, czy nie moglibyśmy się spotykać jako dobrzy znajomi z małżeństwem A. Odmówiła, reagując ekstremalnie histerycznie i oskarżając mnie. Pokłóciliśmy się śmiertelnie i grobowa atmosfera trwa już cztery miesiące. Nie chcę żonie ustąpić, bo uważam, że przesadza, gdyż lepiej, jak będziemy się spotykać jawnie, niż za plecami.
A po co mają się Państwo spotykać, i to za plecami? Cóż, skłaniam się wewnętrznie ku obawom Pańskiej żony. Kontakt z byłymi miłościami ujawnia się w ostatnich czasach zbyt często jako nowotwór małżeństw. Stanowi zdradę psychiczną albo duchową małżonka. Nawet jeśli początkowo do niczego nie dochodzi na płaszczyźnie fizycznej, dochodzi do zbliżenia emocjonalnego. A natura namiętności ludzkiej prowadzi do „konsumpcji” związku.
Nasze dobre intencje czy przekonania o czystych relacjach bywają zazwyczaj samooszukiwaniem się. Wcześniej czy później małżonkowie przeżywają poważne kryzysy i frustracje, a wtedy emocjonalnie kierują się w stronę dawnych związków. Kiedy zaś w zasięgu ręki jest ta „niedopełniona miłość”, ludzie łatwo ulegają pokusie. Z serca doradzam, aby dla dobra Pańskiej i tej drugiej rodziny oraz dla dobra sakramentu zrezygnował Pan z jawnych i niejawnych kontaktów z A. Od pomocy w kryzysach małżeńskich są specjaliści, a nie byli narzeczeni, choćby najmądrzejsi.
Jeśli odczuwa Pan trudność w podjęciu decyzji o wstrzymaniu kontaktów z A., to byłoby to raczej potwierdzenie słuszności oporów Pańskiej żony. Trzeba sobie przypominać, co Pan przysiągł: miłość, wierność, uczciwość i nierozerwalność. Nie wolno najpiękniejszego afektu, który kiedyś przeminie, stawiać na równi z przysięgą daną przed Bogiem i Kościołem. Jeśli podważy Pan swoją przysięgę, cóż będzie stabilnego w Panu, w Pana życiu?
Pewnie przed laty przyznałbym Panu rację, że Pańska żona przesadza. Teraz doświadczenie utwierdza mnie w przekonaniu, że diabeł – według słów św. Pawła – jak lew krąży wokół małżeństw, „szukając, kogo pożreć”. Znakiem realności tego kuszenia w Pańskim życiu jest zapewne fakt, że zataił Pan swoje spotkania z A. przed żoną. Warto pójść z tym do spowiedzi. I przeprosić żonę.
ks. Marek Kruszewski
Idziemy nr 36 (313), 4 września 2011 r.
xmarekk(at)o2.pl