Trudno stwierdzić, co jest winą i słabością katechezy szkolnej, a co wynika z ogólnego kryzysu
Ktoś powiedział o demokracji, że jest to fatalny ustrój, ale niestety na razie nie wymyślono lepszego. Myślę, czy nie podobnie jest z przeniesieniem – a raczej powrotem – religii do szkoły. Już w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku pojawiły się wśród katolików głosy, że Kościół w Polsce za dużo sił poświęcił katechezie kosztem troski o parafie; że jest to praca na dwa etaty i żadnej nie wykonuje się dokładnie.Coraz mniej widzę dzieci na nabożeństwach, w kolejce do konfesjonału czy do Komunii. Czy na pewno przejście religii do szkoły okazało się dobrym rozwiązaniem?
Przejście, a raczej powrót nauczania religii z parafii do szkoły oprócz zysków przyniósł straty. Szczególnie bolesne stało się wymienione w liście zanikanie dzieci w kościele. Przejście do szkoły dokonało się wśród kontrowersji, niejako na progu wielkiej destabilizacji systemu nauczania, przed utworzeniem gimnazjum i ciągłą zamianą podręczników. Równocześnie z destabilizacją szkoły coraz większa grupa rodziców zaczęła tracić wpływ wychowawczy na swoje dzieci, „oddając je” pod opiekę komórek, telewizji, Internetu. Rzecz dotyczy nie tylko nastolatków, ale także maluchów. Wyszedł nam kryzys wychowania. W tej sytuacji trudno stwierdzić, co jest winą i słabością katechezy szkolnej, a co wynika z ogólnego kryzysu. Trudno rozstrzygnąć, z czym byłoby lepiej, a z czym gorzej, gdyby religia została w salkach parafialnych.
W Unii Europejskiej religii uczy się m.in. w szkołach niemieckich, austriackich, holenderskich, włoskich, irlandzkich, hiszpańskich. W innych krajach często są obecne elementy religii w szkołach. Dlaczego tak się dzieje? Bo wychowanie bez uwzględnienia wartości transcendentnych, elementów religijnych, jest niepełne i nieprawdziwe. W pełni areligijne szkoły znajdziemy jedynie we Francji i oznacza to w praktyce odebranie praw wychowawczych rodzicom na rzecz dyktatury państwa. Szkoła ma pomagać rodzicom, dbać o wartości, szanować subtelne dobro wiary i strzec przed niebezpieczeństwami demoralizacji dzieci. Rugując religię z jakichkolwiek miejsc życia społecznego, ryzykujemy zawsze, że za kilkadziesiąt lat radykalnie zwiększy się nam przestępczość na ulicy i liczba pacjentów na oddziałach psychiatrycznych.
Kościół naucza, że rodzice są pierwszymi i głównymi wychowawcami dzieci. I to rodzice mają prawo zdecydować o miejscu katechizowania dziecka. Warto jednak wrócić do metafory o demokracji. Być może religia w szkole jest fatalnym rozwiązaniem, ale czy usunięcie jej ze szkoły nie będzie rozwiązaniem gorszym?
ks. Marek Kruszewski |