Nie rozumiem do dziś, jak homilia działa. Kiedy głoszę, chciałbym, żeby ludzie poznali Tego, który jest Miłością
Spotykam się w Kościele z dwoma sposobami przemawiania. Jeden oprócz analizy teologicznej i porcji dogmatycznej zawiera dużą porcję świadectwa kapłana, dzielenia się osobistym doświadczeniem Boga. Drugi jest pouczaniem, osądzaniem pełnym moralizatorstwa, a przykłady dotyczą zazwyczaj złego i podłego postępowania świata grzeszników. Ten drugi sposób kaznodziejstwa wywołuje we mnie, a jak przypuszczam, i w innych wiernych, wewnętrzną polemikę. Kolejne kościelne afery ogłaszane przez prasę nie powinny zamykać księżom ust, ale powinny wpłynąć na narrację kazań, bardziej rozumiejącą człowieka i skomplikowane ludzkie wybory.
Bliski jest mi ten pierwszy rodzaj kaznodziejstwa. Muszę jednak zastrzec, że „Duch tchnie, kędy chce”, a drugi człowiek jest dla mnie wciąż tajemnicą. Bywa, że ludzie po kazaniu wzorcowym: biblijnym, chrystocentrycznym, eklezjalnym, antropologicznym wychodzą obojętni. Natomiast nawracają się, jak stary proboszcz na nich nakrzyczy i pogrozi piekłem. Nie rozumiem do dziś, jak homilia działa. Kiedy głoszę, chciałbym, żeby ludzie poznali Tego, który jest Miłością. Staram się być wierny zdaniu św. Ignacego Loyoli: „Kto mało konkretyzuje, mało wie, a jeszcze mniej uczy innych”. Reszta w rękach Boga.
Jak rozumiem, drażni Pana brak pokory, cierpliwości i zrozumienia w sposobie przemawiania. Starożytna zasada Kościoła głosi: kerysein kai martyrein – należy głosić i świadczyć jednocześnie. Dysonans między treścią słowa a sposobem jego wypowiadania istotnie jest brakiem świadectwa. Dobra Nowina ukrywa się także we wtrąconych zdaniach, w dopowiedzeniach, w głosie, w akcentowaniu imion Bożych. W sposobie odprawiania Mszy Świętej, w sposobie odnoszenia się do ludzi i odnoszenia się do Boga ukrytych jest mnóstwo pozawerbalnych przekazów ewangelizujących albo gorszących.
Pana pytanie, czy raczej refleksja nad kaznodziejstwem, uświadamia mi, że świeccy oczekują od kapłana: „pokaż nam Boga i pokaż nam Człowieka”. Ludzie pomimo zabiegania paradoksalnie potrzebują najbardziej osobistej, głębokiej duchowości, dojścia do Źródła, do Serca Jezusa i czułości Maryi.
Dopiero mocne światło pozwala dostrzec brud na podłodze. Podobnie Światło Boże pozwala człowiekowi dojrzeć niewierność i zawstydzić się. Skoro kapłan nie okazuje pokory, to sensowne jest pytanie, jak dawno temu widział prawdziwe Ukrzyżowane Światło.
To także pytanie do mnie i do Pana: kiedy ostatnio poczuliśmy ból Serca „dla nieprawości naszych startego”?
ks. Marek Kuszewski |