Na kazaniu

Ocena: 0
883

Nie rozumiem do dziś, jak homilia działa. Kiedy głoszę, chciałbym, żeby ludzie poznali Tego, który jest Miłością

Spotykam się w Kościele z dwoma sposobami przemawiania. Jeden oprócz analizy teologicznej i porcji dogmatycznej zawiera dużą porcję świadectwa kapłana, dzielenia się osobistym doświadczeniem Boga. Drugi jest pouczaniem, osądzaniem pełnym moralizatorstwa, a przykłady dotyczą zazwyczaj złego i podłego postępowania świata grzeszników. Ten drugi sposób kaznodziejstwa wywołuje we mnie, a jak przypuszczam, i w innych wiernych, wewnętrzną polemikę. Kolejne kościelne afery ogłaszane przez prasę nie powinny zamykać księżom ust, ale powinny wpłynąć na narrację kazań, bardziej rozumiejącą człowieka i skomplikowane ludzkie wybory.
 

Bliski jest mi ten pierwszy rodzaj kaznodziejstwa. Muszę jednak zastrzec, że „Duch tchnie, kędy chce”, a drugi człowiek jest dla mnie wciąż tajemnicą. Bywa, że ludzie po kazaniu wzorcowym: biblijnym, chrystocentrycznym, eklezjalnym, antropologicznym wychodzą obojętni. Natomiast nawracają się, jak stary proboszcz na nich nakrzyczy i pogrozi piekłem. Nie rozumiem do dziś, jak homilia działa. Kiedy głoszę, chciałbym, żeby ludzie poznali Tego, który jest Miłością. Staram się być wierny zdaniu św. Ignacego Loyoli: „Kto mało konkretyzuje, mało wie, a jeszcze mniej uczy innych”. Reszta w rękach Boga.

Jak rozumiem, drażni Pana brak pokory, cierpliwości i zrozumienia w sposobie przemawiania. Starożytna zasada Kościoła głosi: kerysein kai martyrein – należy głosić i świadczyć jednocześnie. Dysonans między treścią słowa a sposobem jego wypowiadania istotnie jest brakiem świadectwa. Dobra Nowina ukrywa się także we wtrąconych zdaniach, w dopowiedzeniach, w głosie, w akcentowaniu imion Bożych. W sposobie odprawiania Mszy Świętej, w sposobie odnoszenia się do ludzi i odnoszenia się do Boga ukrytych jest mnóstwo pozawerbalnych przekazów ewangelizujących albo gorszących.

Pana pytanie, czy raczej refleksja nad kaznodziejstwem, uświadamia mi, że świeccy oczekują od kapłana: „pokaż nam Boga i pokaż nam Człowieka”. Ludzie pomimo zabiegania paradoksalnie potrzebują najbardziej osobistej, głębokiej duchowości, dojścia do Źródła, do Serca Jezusa i czułości Maryi.

Dopiero mocne światło pozwala dostrzec brud na podłodze. Podobnie Światło Boże pozwala człowiekowi dojrzeć niewierność i zawstydzić się. Skoro kapłan nie okazuje pokory, to sensowne jest pytanie, jak dawno temu widział prawdziwe Ukrzyżowane Światło.

To także pytanie do mnie i do Pana: kiedy ostatnio poczuliśmy ból Serca „dla nieprawości naszych startego”?

ks. Marek Kuszewski
xmarekk(at)o2.pl
Blog ks. Marka
Autor jest proboszczem parafii bł. Karoliny Kózkówny w Białobrzegach
Idziemy nr 48 (531), 29 listopada 2015 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: