Pozwolę sobie napisać o władzy męża z perspektywy ewangelicznej. Mąż ma mieć władzę, to znaczy służyć swojej rodzinie jak Chrystus, który nie skorzystał ze sposobności, ale uniżył się jako Bóg i uniżył się jako człowiek.
Kościół uczy, że żona ma być poddana mężowi, że on powinien mieć władzę. Rodzi to frustracje mężczyzn, bo działają złe skojarzenia ze słowem „władza”, a tej władzy mężczyźni nie mają. Czyli nie są jak trzeba. W Polsce obserwuje się, że w 3/4 małżeństw rządzą kobiety, publicznie poniżające swoich mężów. Proszę popatrzeć w sklepach.
Pan Jezus wyraźnie powiedział o władzy i ważności: Kto chce być pierwszy między wami, niech się uniży, niech się stanie sługą. Dotyczy to także życia małżeńskiego. Jedno drugiemu ma „nosić brzemiona” i oddawać wyższe miejsce. O zdaniu świętego Pawła „Żony, bądźcie poddane mężom” już pisałem. Wyczerpujące wyjaśnienie biblijne znajdzie choćby ten, kto poszuka w internecie.
Pozwolę sobie napisać natomiast o władzy męża z perspektywy ewangelicznej. Mąż ma mieć władzę, to znaczy służyć swojej rodzinie jak Chrystus, który nie skorzystał ze sposobności, ale uniżył się jako Bóg i uniżył się jako człowiek (por. Flp 2,1). Mąż więc – to sługa. Mądra żona pozwoli mężowi służyć rodzinie. Wspólnie będą decydować o ważnych rzeczach w życiu rodziny. W sytuacji patowej, niezgody, wątpliwości – żona przerzuci obowiązek decyzji na męża.
Nie powinna to być jednak stała sytuacja, że jedna osoba decyduje. To źle. Bo wtedy ta druga połowa się wycofuje i przestają stanowić jedno ciało. Kobiety przyjmują ucieczkowo rolę bezradnej blondynki. Mężowie uciekają z domów psychicznie. Efekt jest jeden: władca zostaje sam z obowiązkami. A jedności małżeńskiej brak.
Jeżeli jednak żona zacznie męża obarczać – od tego ma on barki – odpowiedzialnością za ważne decyzje, to on wejdzie z zaangażowaniem w sprawy rodziny. Na domu będzie mu naprawdę zależało. Jeżeli żona przejmie władzę, typowy mężczyzna o wiele za długie godziny będzie spędzał w pracy, bo tam poczuje się potrzebny i ważny.
Oboje małżonkowie muszą podjąć ogromny wysiłek, aby rządzić wspólnie. Władza stanowi pokusę. Żona ma tu wiele argumentów, aby ją przejąć, bo jest w sprawach relacji lepsza. Z natury cierpliwsza, może owinąć mężczyznę wokół palca. Może odmówić mężowi uśmiechu, komunikacji, seksu, miłości, bliskości, dziecka, dobrego słowa, lojalności, czasu. Może użyć kar, nagród, płaczu, złej miny, posiłku, jęczenia lub innej manipulacji. Tylko wtedy nie będą to rządy na wzór Chrystusa.
Jeśli mężczyzna ma mieć coś do powodzenia w małżeństwie, żona pozwoli mężowi na innowacje w domu, na kreatywność. Zgoda, że on zrobi często inaczej, niż ona chce. Ale wówczas będzie myślał o domu, będzie się starał, będzie się interesował sprawami domu. Przeciwnie, jeżeli żona będzie wszystko robić po swojemu, to w krótkim czasie będzie musiała nauczyć się obsługi wiertarki, kosiarki, elektryki i hydrauliki. Kobieta bardziej koncentrując się na drobiazgach codzienności – co jest ogromnie ważne i często niedoceniane – i może wypunktować słabości decyzji i działań męża. Wchodząc jednak w szczegóły, gubi szerszą perspektywę, którą łatwiej dostrzega mężczyzna. Niech więc rządzą wspólnie i ewangelicznie.
ks. Marek Kuszewski |