Od samego początku w stosowaniu in vitro teoretycznie jest możliwe przeprowadzenie zabiegu sztucznej prokreacji bez niszczenia nadliczbowych embrionów. Ale praktycznie takich zabiegów się prawie nie przeprowadza.
Od samego początku w stosowaniu in vitro teoretycznie jest możliwe przeprowadzenie zabiegu sztucznej prokreacji bez niszczenia nadliczbowych embrionów. Ale praktycznie takich zabiegów się prawie nie przeprowadza. Metoda in vitro jest bowiem stosunkowo mało skuteczna, a przy tym kosztowna. Kliniki leczenia niepłodności w reklamach zapewniają o fantastycznych sukcesach. Dane WHO mówią o globalnej skuteczności metody in vitro na poziomie 7 proc. Nawet gdyby w Polsce skuteczność była – załóżmy optymistycznie – trzy razy wyższa niż na świecie, oznaczałoby to, że tylko co piąta para uzyska potomstwo. Płacąc kilka tysięcy złotych za każdy zabieg. Przyjmijmy za wspomnianym przez Panią lekarzem, że na jedną parę powołuje się do życia trzy ludzkie istoty (a nie sześć, by połowę z nich zamrozić). Oznaczałoby to tyle, że dla urodzenia jednego dziecka trzeba by poświęcić czternaście embrionów. Problem moralny pozostaje.W dyskusji na temat metody in vitro Kościół podaje argument o niszczeniu nadliczbowych embrionów. Tymczasem lekarz z kliniki leczenia niepłodności powiedział mi, że techniki sztucznej prokreacji uległy dużej ewolucji. Nie ma już konieczności zamrażania, a także pozbywania się niewykorzystanych zarodków. Implantuje się trzy embriony i zwykle jeden z nich dotrwa do porodu.
Zwolennicy in vitro głoszą, że techniki sztucznego zapłodnienia zmieniły się i nie niszczy się tylu nadliczbowych embrionów. Od strony moralnej okolicznością łagodzącą zastosowanie prokreacji in vitro byłoby pobranie i zapłodnienie tylko jednej komórki jajowej. Tyle że zmniejszyłoby to wydatnie szanse na poczęcie dziecka. Szanujmy, ale nie idealizujmy nadmiernie pacjentów i lekarzy. Pierwszorzędną rzeczą będzie dla nich, żeby zabieg się udał i żeby urodziło się zdrowe dziecko. A to pociąga za sobą równoczesne poświęcenie kilku słabszych embrionów, czyli dzieci.
Zamrażanie embrionów również zwiększa skuteczność metody. Kobieta bywa wyczerpana hiperstymulacją hormonalną potrzebną do uzyskania większej ilości komórek jajowych. Osłabia to skuteczność in vitro „za pierwszym razem”. Kiedy jej organizm wzmocni się, może wrócić do kliniki, do zamrożonych zarodków. Silniejsza łatwiej donosi implantowane embriony. Jeśli natomiast pierwsze in vitro okazało się skuteczne, zamrożone dzieci często nie są już potrzebne. Pierwsze pozbywanie się zamrożonych embrionów oznaczało w Londynie czy Paryżu wyrzucenie około 1500 zarodków. Nie będę opisywał, w jaki sposób przeprowadzono wówczas zniszczenie ludzkich istot. Nie jest to miły obraz.
ks. Marek Kruszewski Autor jest proboszczem parafii bł. Karoliny Kózkówny w Białobrzegach xmarekk(at)o2.pl Blog ks. Marka Idziemy nr 22 (505), 31 maja 2015 r. |