Wszyscy chcą kochać i być kochani. Nie wszyscy potrafią kochać. Czasem, bojąc się miłości, wybierają relacje beznadziejne, np. z żonatymi. Czasem zamieniają miłość w chorobę.
Moja przyjaciółka trwa w beznadziejnym zakochaniu blisko 15 lat. Facet jest żonaty, nie chce jej i nie daje jej nadziei, a ona wciąż się do niego odzywa i marzy, że coś się cudownie odmieni. Tymczasem traci kolejnych chłopaków starających się o nią, bo dziewczyna mimo mijających lat jest wciąż bardzo ładna. Piszę, bo wydaje mi się, że w tej relacji mojej koleżanki jest coś w rodzaju uzależnienia, jak od alkoholu, albo opętania.
Wszyscy chcą kochać i być kochani. Nie wszyscy potrafią kochać. Czasem, bojąc się miłości, wybierają relacje beznadziejne, np. z żonatymi. Czasem zamieniają miłość w chorobę. Od wieków zdarzały się przypadki chorobliwych zakochań. Ludzie używali lubczyków, czarów, cyrografów. Bywało, istotnie – jak opisuje św. Teresa Wielka – że nadzwyczaj mocne przywiązanie powodowane było magią. Niemniej jednak w opisywanym przypadku najprawdopodobniej chodzi o tzw. nałogową miłość. Osoby z deficytami miłości wyniesionymi z domu rodzinnego często są niezwykle w związkach lojalne, nawet jeśli druga strona na to nie zasługuje. Nierzadko trwają latami przy kimś, kto rani i wykorzystuje. Teoretycznie ludzie rozstają się, kiedy cierpienie związane ze związkiem jest większe niż pożytki z niego wynikające. W miłości nałogowej trwa się tym uporczywiej, im bardziej relacja jest beznadziejna i niszcząca.
Zazwyczaj „nałogowiec” boi się miłości, zobowiązania, bliskości, troski i trwałej więzi. Marzenia zastępują realne życie. Trudno to zmienić, bo okazywania miłości uczymy się od najmłodszych lat w rodzinie. Jeśli bliscy nie pokazali nam, czym jest miłość, tworzymy jej przedziwne namiastki. Nie kochamy prawdziwych ludzi, tylko nasze własne życzenia i fantazje. Wymyślamy sobie ideał osoby, a ona na chwilę pojawia się i gra w „naszym filmie”. Szukamy w tym drugim tatusia, mamusi, Boga. Często też i my – dla ratowania naszego „zakochania” – dopasowujemy siebie do tej drugiej osoby, rezygnując ze swoich wartości, ideałów i tego, kim w rzeczywistości jesteśmy. Wchodzimy w zachowania obsesyjne, a więc niszczące nas.
Pani przyjaciółka ma wielkie szczęście, że ma przy boku kogoś tak rozsądnie myślącego, jak Pani. Bo nawet ludzie kochający nałogowo rozumieją sensowne argumenty i rady. Potrzebują jednak, niestety, niesłychanie wiele czasu, aby je w końcu wcielić w życie. Możliwość ponazywania swoich uczuć i iluzji potrafi skrócić czas obłąkania. Pani przyjaciółka ma stworzyć związek kochającej osoby dorosłej z drugą kochającą osobą dorosłą.
ks. Marek Kuszewski |