Grzech i kara

Ocena: 0
1292
Nie powinno się drugiemu mówić, że jego choroba jest skutkiem grzechów. Bo można się pomylić. Wolno jednak interpretować własną historię życia, łącznie z chorobami, w duchu odpowiedzialności za swoje uczynki i w duchu Bożej pedagogiki.
Mam problemy związane z powtarzającymi się chorobami dróg rodnych. Czy mogą być one karą za grzechy przeciw szóstemu przykazaniu? Może to głupie pytanie, bo niektórzy księża mówią, że Bóg nikogo nie karze, ale mnie to raczej dotyka.

Nie ma głupich pytań, jeśli dotyczą ważnych spraw człowieka. Wiemy, że zachowanie etyki katolickiej – brak pożycia przedślubnego i wierność małżeńska – pozwoliłoby skasować sporą liczbę chorób dróg rodnych.

Słowo Boże również zachęca do refleksji nad naturą swoich dolegliwości. Księga Mądrości (11, 16) poucza: „Przez co kto grzeszy, przez to ponosi karę”. Nie ma więc żadnego czynu, który by nie pociągał za sobą konsekwencji. Dotyczy to uczynków dobrych i złych. Zawsze owocują, chociaż owoce pojawiają się zwykle dopiero po dłuższym czasie. Co ciekawe, ujawnienie się konsekwencji grzechu jest dla nas dobrem duchowym, choć bywa nieprzyjemne psychicznie. Bóg, ukazując nam prawdziwe skutki grzechu, czyli „karząc”, daje miejsce na pełne i szczęśliwe nawrócenie. Tak ten proces opisuje List do Hebrajczyków (12, 6): „Kogo Pan miłuje, tego karze, i chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje”. Boża pedagogika nie służy temu, żeby nas skopać i upokorzyć, ale by podnieść i uwolnić. Chociaż tak to często przeżywamy, jakby Bóg był niczym antyczne bożki, które nie mają co robić i bawią się człowiekiem. W tym kontekście niektórzy księża protestują przeciwko mówieniu o „karze Boga”, źle rozumianej jako zemsta za grzechy.

Istotnie, prawdziwy Bóg jest kochającym Ojcem, cierpliwym dla „nierozsądnych dzieci”. Jest potężny i kocha to, co stworzył. Z miłości próbuje dotrzeć do naszej świadomości najpierw przez natchnienia, potem Słowo, potem przez ludzi, swoich posłańców, a na końcu – skoro nie dało się inaczej – przez doświadczenia zwane karą. W Księdze Mądrości po wspomnianych wyżej słowach czytamy także wyznanie: „Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli” (Mdr 12, 2).

Nie powinno się drugiemu mówić, że jego choroba jest skutkiem grzechów. Bo można się pomylić. Wolno jednak interpretować własną historię życia, łącznie z chorobami, w duchu odpowiedzialności za swoje uczynki i w duchu Bożej pedagogiki. Jest to pedagogika miłosierdzia, bo skutek, czyli kara, jest mniejszy, niż to wynika z naszych błędów. Proporcjonalne do grzechu konsekwencje mają miejsce, gdy chodzi o jakieś większe dobro całości rodziny czy ludu Bożego.

ks. Marek Kruszewski
Autor jest proboszczem parafii bł. Karoliny Kózkówny w Białobrzegach
xmarekk(at)o2.pl
Blog ks. Marka

Idziemy nr 20 (503), 17 maja 2015 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: