Filary pękają

Ocena: 0
1609

Nie wypada nam mówić o sakralności, czyli świętości związku, skoro żyje gdzieś odrzucony, prawowity współmałżonek, a przysięga małżeńska nie jest zachowana.

Ostatnio jeden z austriackich kardynałów, broniących niegdyś zdrowej doktryny Kościoła, powiedział, że w związkach niesakramentalnych można dostrzegać elementy małżeństwa. Hierarcha stwierdził, że w niektórych przypadkach uznanie związków homoseksualnych może oznaczać pewną poprawę w porównaniu z sytuacją, kiedy ktoś stale zmienia partnerów. Co o tym sądzić?

Co do pierwszej tezy wspomnianego kardynała można ją jakoś obronić. Kościół rozróżnia bowiem sakralność i sakramentalność małżeństwa. Sakramentalność dotyczy małżeństw zawartych w Kościele. Sakralność natomiast dotyczy zazwyczaj małżeństw zawieranych w innych religiach. Związek mężczyzny i kobiety ustanowiony na wzór Adama i Ewy, relacji stworzonej przez Boga dla miłości i płodności, może nieść w sobie element sacrum, czyli świętości. Jeśli np. muzułmanie czy buddyści żyją kilkadziesiąt lat uczciwie w małżeństwie, szanując się wzajemnie, z poświęceniem rodząc i chroniąc dzieci, trudno zaprzeczyć, że łączyło ich coś świętego. Nie wolno natomiast terminu „sakralny” powiązać ze związkami niemałżeńskimi, wolnymi związkami. Kościół oczywiście rozumie, że mogą być to bardzo indywidualne sytuacje. Inaczej np. jest, jeśli ktoś został porzucony, a inaczej, kiedy porzucił. Inaczej, gdy potrzeba wspólnie wychowywać dzieci. Można odnosić się z sympatią czy szacunkiem do szlachetnych zachowań w parach pozamałżeńskich: modlitwy, jałmużny, postu, długoletniej troski o chorą osobę czy pięknego wychowania dzieci. Sąd, ocenę konkretnych ludzi zostawiamy Bogu. Natomiast nie wypada nam mówić o sakralności, czyli świętości tego związku, skoro żyje gdzieś odrzucony, prawowity współmałżonek, a przysięga małżeńska nie jest zachowana.

Dotyczy to także związków homoseksualnych. Choć nie kamienujemy za współżycie w związku jednopłciowym zgodnie z nakazem Starego Prawa, to nie mamy prawa błogosławić takich par. Byłaby to jakaś zgoda na pójście ludzi do piekła, aby tylko było im miło na ziemi. Zasady mniejszego zła, którą praktycznie proponuje ów kardynał, nie wolno stosować. Stwierdzenie, że lepiej, jak będą mieć jednego partnera niż dziesięciu, to etyka błędna. W ten sposób można by było domagać się błogosławieństwa dla pojedynczego zabójstwa czy zdrady, skoro lepiej jest zabić czy zdradzić raz niż dziesięć razy.

Prymas Wyszyński powiedział kiedyś, że przyjdzie czas, kiedy fi lary Kościoła będą się walić. Jeśli kardynał Kościoła świętego rozważa dopuszczalność małżeństw homoseksualnych, filary istotnie pękają.

ks. Marek Kruszewski
xmarekk(at)o2.pl
Blog ks. Marka
Autor jest proboszczem parafii bł. Karoliny Kózkówny w Białobrzegach
Idziemy nr 39 (522), 27 września 2015 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ: