Po pierwszych trzech doniosłych prośbach Modlitwy Pańskiej pojawia się prośba zwyczajna: „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Chleb jest tu symbolem wszystkiego, co potrzebne do godnego życia na ziemi.
Oznacza świat materii koniecznej do ochrony i rozwoju doczesnego życia. A „bogactwo stołu ziemi zastawionego przez Stwórcę dla ludzkości jest zdumiewająco wielkie”. To prośba o aktualne podtrzymywanie otrzymanego daru życia. Chodzi więc o to, co jest potrzebne „na dziś”. Nadmierne zapasy są znakiem braku zaufania do Boga (Wj 16, 4-5. 19-21; Mt 6, 34). Liczba mnoga oznacza: „modląc się »daj nam«, modlę się także: »daj jemu« i niejako już wskazuję na drugiego”. Daj wszystkim! Ale prośba ta wymaga najpierw szacunku dla chleba – jako Bożego daru – a następnie odpowiedzialności za to, czym się żywimy i czym karmimy innych.
W ten sposób Modlitwa Pańska budzi sumienia. Jezus, który sprawdzał pod tym względem apostołów (Mk 6, 37) uczy każde pokolenie chrześcijan wrażliwości na ludzkie niedostatki. Powstaje pragnienie, aby w granicach naszych możliwości nie było potrzebujących, jakich zostawiliśmy bez pomocy. Jak widać, świadomie modlić się oznacza tu zaniepokoić się; powstać z wygodnictwa; ożywić troskę o słabszych fizycznie, ekonomicznie lub moralnie. Ta prośba kierowana do Boga kształtuje u proszącego wolę dzielenia się posiadanymi dobrami. Jednym z jej przejawów jest naturalna gościnność.
Bardzo ważny jest kierunek modlitewnego wezwania: do Boga-Dawcy. Gdy brakuje tego nadprzyrodzonego wymiaru, praca zawodowa szybko staje się upokarzającą walką o wpływ na podział dóbr, „o dostęp do żłobu”, udręką ciągłego zmęczenia, zazdrością i chciwością, nawet pokusą zemsty lub kradzieży.
Jednak nie sposób z czystym sumieniem wypowiadać prośbę o chleb powszedni, jeżeli w domu nie ma żadnych modlitw przed posiłkami; tym bardziej, jeżeli wyrzucany jest chleb. Tam, gdzie jest rozrzutność i marnotrawstwo, gdzie „grzechy luksusu stołu i brzucha, pycha i próżność mody”, trudno o wiarygodne „Ojcze nasz”.
Najwyższy czas zostawić za sobą to, co przeszkadza w drodze do wieczności. Z upływem czasu – na dojrzałym etapie życia – człowiek uświadamia sobie, że nie zdąży już przeczytać wszystkich książek, które chciałby i które nawet ma; że nie potrzebuje tylu ubrań w szafie, po prostu nie wystarczy życia. Nie potrzebujemy tylu kompletów, serwisów, produktów, zapasów. Chociaż może trudno dziś wyobrazić sobie życie bez tego i wielu myśli, że „muszę to mieć!”. Nie muszę. Odchodzimy.
ks. Jan Sawicki
Idziemy nr 3 (332), 15 stycznia 2012 r.