Nie ma prostych rozwiązań w większości sytuacji życiowych. Sytuacje rozwodowe do nich należą.
Nie ma prostych rozwiązań w większości sytuacji życiowych. Sytuacje rozwodowe do nich należą. Z jednej strony trzeba bronić obiektywnego dobra potomstwa, dobra małżonków, dobra wiary i dobra sakramentu. Z drugiej strony nie znamy w pełni dramatu, który stał za złamaniem zobowiązań małżeńskich. Ostatecznie, każdemu dobry Bóg po to dał rozum i sumienie, żeby rozeznawał, co robić.Moja siostra formalnie się nie rozwiodła, ale praktycznie tak. Modlimy się o uratowanie ich małżeństwa, ale sprawy zaszły już daleko. Jest o tyle trudno, że główną winowajczynią była moja siostra. Jej sakramentalny mąż, czyli Piotrek – nasz szwagier, mieszka w ich domu z nową partnerką i serdecznie nas zaprasza do odwiedzin. Jest chrzestnym ojcem naszej córeczki i bardzo go wszyscy lubimy. Moja siostra mieszka z niejakim Szymonem i coraz wyraźniej chce nas z nim odwiedzać. Praktycznie widzieliśmy się z nim na imprezach rodzinnych z pięć razy. Prosimy o podpowiedź: jak się zachować?
Ja podpowiadam zazwyczaj, aby bronić świętości progów swego domu. To znaczy łączyć, co Bóg złączył. Nierzadko dla dobra dzieci, chrześniaków, więzi rodzinnych stajemy w sytuacji, kiedy wypada się spotykać z bliskimi i ich nowymi partnerami, czyli kochankami. Wówczas dobrze czynić to na gruncie neutralnym. Systematyczne goszczenie kochanków w swoim domu jest sytuacją aprobaty dla nowego związku przy jednoczesnym zlekceważeniu więzi sakramentalnej. Kiedy kochankowie przyjdą do mnie, nie wyrzucę ich za drzwi, ale porozmawiam z nimi o zaistniałej sytuacji. Wolno mi powiedzieć prawdę, że czuję się niezręcznie. Nie chcę utracić bliskiej osoby, a jednocześnie chcę być lojalny wobec ślubu, na którym byłem, oraz lojalny wobec drugiej sakramentalnej połowy. Wolno mi poprosić, aby kochankowie nie stawiali mnie w głupiej sytuacji. Spotkania na neutralnym gruncie mogą być bardzo uprzejme, a jednocześnie nie są zobowiązujące. Gdybym odwiedzał regularnie dom kochanków, dojdzie do sytuacji aprobaty i przyjaźni z „powtórnym związkiem”. Jak mam wtedy modlić się szczerze o zjednoczenie pierwotnego, sakramentalnego małżeństwa?
Oczywiście, są sytuacje, kiedy ktoś przychodzi poprosić o pomoc, o rozmowę. Nie wypada trzymać go wtedy za drzwiami. Warto jednak po takim spotkaniu powiedzieć prawdę o swoich odczuciach, powiedzieć: głupio mi, kiedy muszę mówić „szwagrze”, „ciociu”, „zięciu” do osób, które przed Bogiem nimi nie są. Nie chodzi o osądzanie. Bóg jest od sądzenia. Warto jednak przyznać sobie prawo do rządzenia się w swoim własnym domu własnym kodeksem etycznym.
ks. Marek Kruszewski |