Dlaczego wielu doradców podpowiada radykalne cięcia? Bo opierają się na naszych słowach
Gdy od czasu do czasu rozmawiam z psychologami na nasz temat, pytają, dlaczego trwam jeszcze w związku z moim mężem, powinnam go już dawno zostawić. Tymczasem ja ciągle mam nadzieję, że coś drgnie i zmieni się nastawienie mojego męża do mnie. Dzieci kochają go tak mocno, a poza tym – „co Bóg złączył”… Czy nie jestem zwyczajnie głupią gęsią, ignorując podpowiedzi specjalistów?
Rozumiem chyba, o co chodzi. Kilka razy spotkałem małżeństwa, o których dość jednoznacznie myślałem: z tej mąki nie będzie już chleba. I odwrotnie – znam małżeństwa, które stanowiły ciekawy, uzupełniający się związek. Mąż i żona byli kochającymi się ludźmi, którzy nagle decydowali się na rozwód bez ważnego powodu. Owszem, przeżywali kryzys, ale ich rozstanie było najgłupszą rzeczą, jaką mogli zrobić. Ale niestety, trafili się ludzie, którzy popychali ich w stronę rozwodu. Ponieważ także terapeuta czy psycholog może się mylić.
Jeżeli doradcy mówią, że powinno się odejść od współmałżonka, to z pewnością związkowi trzeba się przyjrzeć i coś w nim naprawić. Często rodzina funkcjonuje przez lata w narastających niedopowiedzeniach, które z czasem zamieniają się w żale, poczucie krzywdy, rozgoryczenie. Ale dopóki wszystko jakoś idzie, nikt nie widzi potrzeby zmian. Dopiero trudne sytuacje dają sygnał, że problemy są poważniejsze, niż na pozór to wygląda. Niekoniecznie jednak trzeba od razu rozrywać sakramentalny związek.
Dlaczego wielu doradców podpowiada radykalne cięcia? Bo opierają się na naszych słowach. Tylko czy nasze traumatyczne opowiadania są w pełni obiektywne? Czy można nawet podczas kilku sesji oddać pełną prawdę o małżeństwie? Czy relacje nie są jedynie wyrazem negatywnych emocji albo nie płyną z podpowiedzi złych duchów? Nie należy do rzadkości zjawisko, że małżonkowie jakiś czas po rozwodzie zaczynają za sobą tęsknić. Niestety, łatwo się rozstać, a trudno zejść.
Nie jesteśmy za bardzo mądrzy, oceniając swoje małżeństwa. Nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie. Widzę w praktyce, że to, co żona uważa za swoją koszmarną wadę, wcale tak bardzo nie denerwuje męża; to, co mąż uważa za słabość, jest tak naprawdę motywem umacniającym małżeństwo. Widzę, że to, co ludzie uważają za pożądane w ich małżeństwie, zaszkodziłoby im. To czasem szczęście, że nasi współmałżonkowie nie realizują wielu naszych oczekiwań.
Warto modlić się o łaskę mądrości od Ducha Świętego i pójść do spowiedzi przed podjęciem każdej ważnej decyzji. Dla chrześcijanina istotne jest, aby – po rozmowie z ludźmi – podczas modlitwy od samego Boga dostać w sumieniu potwierdzenie swoich planów. I trzeba uwzględnić wtedy słowo natchnione: „Co Bóg złączył…”.
ks. Marek Kruszewski |